Miłosz Stelmach – filmoznawca i krytyk filmowy, redaktor naczelny czasopisma o tematyce filmowej „Ekrany” i asystent w Instytucie Sztuk Audiowizualnych UJ.
Wybór nie jest prosty, ale stawiam na kilka różnorodnych propozycji, wśród których każdy widz powinien znaleźć coś dla siebie:
Deerskin + Reality – można oglądać osobno, ale razem to idealny podwójny seans dla wszystkich, którzy lubią kino dziwne, surrealistyczne i skręcające mózg. Od czasu Davida Lyncha nie było drugiego tak odjechanego reżysera, jak Quentin Dupieux.
Mirai – dla fanów animacji, którzy mogą się przekonać, że anime nie kończy się na filmach Hayao Miyazakiego. Jego młodsi koledzy, tacy jak Mamoru Hosoda, też potrafią opowiadać o rodzinie, dorastaniu i sile wyobraźni w sposób pomysłowy, piękny wizualnie i poruszający emocjonalnie.
Nie jestem twoim murzynem – dla wszystkich spragnionych dobrego kina dokumentalnego i/lub zainteresowanych historią Stanów Zjednoczonych. Film Raoula Pecka pozwala lepiej zrozumieć skomplikowaną historię międzyrasowych napięć w USA, które do dziś targają tym krajem.
Wędrówka na zachód – dla tych, którzy wierzą, że kino może być nie tylko rozrywką czy intelektualnym przeżyciem, ale także medytacją. Istota buddyzmu zawarta w kilku wyjątkowo długich ujęciach. Uwaga – tylko dla kontemplacyjnie usposobionych widzów!
Bóg istnieje, a jej imię to Petrunia – dla tych, którym brakuje na ekranie niebanalnych i charyzmatycznych bohaterek, potrafiących walczyć o swoje w nieprzyjaznym i skorumpowanym świecie. Petrunii nie da się nie kibicować!